W poprzednim artykule starałem się sklasyfikować graczy pokerowych i wskazać ich cechy charakterystyczne. Jako, że w przeciągu sześciu miesięcy udało mi się ze startowych 50$ zrobić ponad 2800$, można powiedzieć, że jestem graczem wygrywającym – poniżej postaram się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nim jestem.
Ciężko mi określić, kiedy stałem się osobą czerpiącą przyjemność ze współzawodnictwa. W okresie szkoły podstawowej zawsze zależało mi na jak najlepszych wynikach w sporcie, dobrze sobie radziłem w biegach na 60/100m i skoku w dal. W liceum moja chęć rywalizacji przybrała bardziej konkretne kształty i poświęciłem się wtedy intensywnym treningom ju-jitsu. Pomimo tego, że nie marzyła mi się kariera zawodnika jeżdżącego na turnieje, to starałem się cały czas polepszać swoją technikę i uczyć się nowych rzeczy. Dziedzinie tej poświęciłem trzy lata swojego życia i wraz ze zbliżającą się maturą porzuciłem JJ (teraz ten skrót kojarzy mi się jedynie z parą waletów :)). Na studiach trochę się zaniedbałem jeśli o sport chodzi – pozostało tylko okazjonalne jeżdżenie na rowerze, ale było to bardzo mało w porównaniu do liceum, gdzie potrafiłem robić parę tysięcy kilometrów na sezon. W szkole średniej zajmowałem się także inną formą rywalizacji, którą rozwinąłem u siebie dopiero na studiach, kiedy klasyczny sport poszedł w odstawkę – był nią Quake, a konkretniej część trzecia.
To właśnie w Q3 upatruje swojego dziedzictwa, które pomogło mi odpowiednio nastawić się do pokera. Pomimo tego, że nigdy nie osiągnąłem ani nie otarłem się o poziom PRO, który zarezerwowany był dla kilku mieszkańców naszej planety, to miałem kilka podniosłych chwil zarówno na poletku polskim jak i międzynarodowym. W momencie, kiedy zabrałem się za pokera miałem 7-letnie doświadczenie związane z tą wspaniałą strzelanką, które pozwoliło mi odpowiednio podejść do nowego wyzwania.
W naszym zinformatyzowanym świecie krąży przysłowie, że najcenniejsza jest informacja. W moim przypadku była to wiedza, którą posiadałem, czyli szereg faktów, z których zdawałem sobie sprawę.
Najważniejszym elementem jest świadomość własnej wartości. Z początku, kiedy raczkujemy na nowym terenie, powinniśmy być pełni pokory i pedantycznie dopatrywać się błędów we własnych postępowaniach. W przypadku quake’a powinno to być np. małe ogranie, bardziej doświadczeni przeciwnicy, którzy rozegrali tysiące pojedynków na mapie, którą ledwo poznaliśmy. W pokerze objawiać się to powinno bezustanną krytyką rozegranych przez siebie rąk, miast ignoranckiego zwalania winy na bad beaty, głupich przeciwników czy absurdalnych zarzutów w postaci riggowanego oprogramowania mającego wspierać słabych graczy w krytycznych momentach.
Tak, jak poker, quake jest grą bardzo skillową. Jest w nim bardzo mało miejsca na zrządzenie losu czy przypadek, dlatego też istnieje ogromna wręcz przepaść pomiędzy graczem pogrywającym okazjonalnie z kolegami na imprezach czy po LANie, a zawodnikiem regularnie grającym w klanie i występującym w różnego rodzaju ligach. Początkujący quaker i pokerzysta powinni zdawać sobie sprawę, że wkraczają na nowe terytorium, gdzie niektórzy zjedli zęby przez ostatnich parę lat, mają w małym palcu zagrania i techniki, które my odkryjemy i będziemy w stanie skutecznie stosować za rok czy dwa. Widzą rzeczy, które nam umykają, stosują zagrania pozornie bezsensowne czy nieistotne, które może zrozumiemy, kiedy zajdziemy tam gdzie oni.
Jeśli naprawdę jesteśmy świadomi własnej wartości i znamy swoje miejsce w hierarchii, to jednocześnie musimy czynić postępy – no bo jak inaczej będziemy w stanie wskazać siebie w łańcuchu pokarmowym zaczynającego się na noobach/donkach kończącego się na prosach/sharkach? Żeby odnaleźć się w tych światach, musimy trenować i dbać o podnoszenie poziomu własnych umiejętności. A kluczowym i według mnie najważniejszym elementem, który w wielu dziedzinach życia odróżnia ludzi zwykłych od wyjątkowych, jest wiedza, jak stawać się lepszym.
Zawodowy piłkarz czy lekkoatleta posiada szereg specjalistów, którzy o niego dbają – dietetyka, psychologa sportowego, prawnika, czy menadżera odpowiedzialnego za kontakt z mediami. Zawodowy gamer czy pokerzysta nie mają szans na takie wsparcie i konsultacje. Sami sobie są dietetykami, ustalają ilość godzin poświęcanych na treningi czy edukacje, sami sobie wybierają pomocną literaturę do studiowania, sami muszą uznać jak wiele czasu poświęcić na oglądanie powtórek z najważniejszych wydarzeń. Kiedy przychodzą chwile zwątpienia spowodowane słabymi występami w turniejach nie mogą liczyć na poradę fachowca, który wie jak szybko wyciągnąć zawodnika z dołka i odpowiednio go zmotywować. Mnogość decyzji do podjęcia potrafi ostudzić zapał niejednego entuzjasty zafascynowanego nową dziedziną współzawodnictwa, w której chciałby spróbować swoich sił.
Problemem ludzi chcących osiągnąć sukces jest fakt, że same chęci nie wystarczą – z czego ci nie zdają sobie sprawy. Pogrążeni w błogich marzeniach o zarabianiu dużych pieniędzy wciąż mają w planach polepszanie swoich umiejętności, kupują sobie na zapas stos książek, które potem zalegają kurzem na półkach. Cały czas stoją w miejscu snując nierealne plany, które nigdy nie zostaną zrealizowane. Trochę bardziej aktywna grupa będzie wierzyć, że poświęcając dużo czasu na samą grę dojdzie w końcu do perfekcji – to też nie jest prawda. Należy zdawać sobie sprawę, że samo granie to za mało – musimy postawić sobie jasne cele, które nami kierują oraz wybrać odpowiednie środowisko, które zamieni naszą grę w trening. Inaczej się gra na serwerze publicznym, gdzie strzela do siebie przypadkowa zbieranina o wysokiej amplitudzie skilla, a inaczej się gra klanówkę czy mecz ligowy używając do tego komunikacji głosowej, mając przydzielone pozycje na mapie i będąc świadomym, że dajemy z siebie wszystko i gramy dla zwycięstwa teamu, a nie polerowania własnym statystyk i podnoszenia ego. Żeby dobrze trenować musimy zdawać sobie sprawę z własnych słabości, niedociągnięć w naszej grze i za wszelką cenę wyeliminować słabe punkty. Nie możemy się bać gry z lepszymi przeciwnikami w quake’u tak samo, jak nie możemy się bać coraz wyższych limitów na stołach pokerowych. Takie podejście wymaga sporego bagażu doświadczeń i bardzo ciężkiej pracy, a nade wszystko głębokiego przekonania o słuszności naszego postępowania – bo jeśli sami w siebie nie wierzymy, to kto w nas uwierzy?
Tego właśnie nauczył mnie quake – dopiero po pięciu latach zdałem sobie sprawę, jak działać, by stawać się lepszym i że trzeba to robić sprawnie oraz szybko – ponieważ największym wrogiem w życiu człowieka jest MARNOTRAWSTWO. Marnotrawstwo czasu poświęconego na bzdury (czyli np. granie na play money w pokera albo bezustanną grę ze słabszymi przeciwnikami w quake’a nie przynoszącą żadnych korzyści), marnotrawstwo pieniędzy z powodu braku wiedzy czy też braku wyobraźni, marnotrawstwo całych lat na pracę, której nienawidzimy, a boimy się z niej zrezygnować.
Świadomość, która przyszła wraz z doświadczeniami opisanymi powyżej pozwoliła mi w przeciągu sześciu miesięcy obrócić 50$ w ponad 2800$ i czerpać godziwe zyski oraz satysfakcję ze stawania się coraz lepszym graczem. Droga ta bardzo mi odpowiada i zamierzam nią kroczyć tak długo, jak poker będzie mi sprawiał przyjemność i dawał poczucie niezależności. Tradycyjne zachęcam do komentowania oraz proponowania tematów godnych poruszenia na następne artykuły.